piątek, 15 maja 2015

Od Jesse dla jakiegoś basiora

Szłam sobie leśną drużką. Jak zawsze. Od wielu miesięcy nie mogłam znaleźć żadnej odpowiedniej dla mnie watahy. Rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Poczułam orzeźwiającą bryzę na twarzy dochodzącą od strony morza. Zamknęłam oczy i zamyśliłam się... Nagle straciłam równowagę i wpadłam prosto w spienione fale. Do płuc zaczęła wlewać mi woda. Zaczęłam się dusić. Rozpaczliwie machałam łapami, ale skrzydła, których nie miałam siły złożyć stanowiły dla mnie ogromny balast. Powierzchnia wody w każdej chwili, w każdym ułamku sekundy, niebezpiecznie się oddalała. Przestałam oddychać. Serce w mojej piersi powoli zwalniało tempa. Walczyłam do ostatniej chwili, do ostatniego tchu... Oczy zaszły mi mgłą... Nagle poczułam szarpnięcie. W następnej chwili leżałam już na trawie nabierając rześkiego powietrza w puca. Otworzyłam oczy i natychmiast oślepiło mnie światło słońca. Zobaczyłam nad sobą przystojnego basiora.
- Umarłam? - spytałam
- Mało brakowało - uśmiechnął się przyjaźnie i pomógł mi wstać.
- Jestem Jesse - przedstawiłam się.

< Ktoś chętny? : ) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Właśnie kończę ostateczne poprawki dotyczące watahy ;) Zamiany: - Zmieniony został szablon bloga ( jeśli macie jakieś lepsze możecie po...